Cudowny Obraz Matki Bożej Łaskawej z kościoła ormiańskiego w Stanisławowie Obraz jest kopią wizerunku jasnogórskiego (bez blizn), która powstała na przełomie XVII i XVIII wieku, i umieszczona została w kościele ormiańskim w Stanisławowie (obecnie Iwano-Frankiwsk na Ukrainie). 22 sierpnia 1742 po twarzy Maryi spłynęły łzy. Obraz już wtedy uchodził za cudowny. W tym samym, 1742 roku, proboszcz ks. Jakub Manugiewicz spisał cuda, które miały miejsce za sprawą Matki Bożej Łaskawej, a także przygotował piękną pieśń pt. „Godzinki o Najświętszej Marji Pannie w obrazie stanisławowskim w kościele ormiańskim łaskami sławnej” (współcześnie nagrane na płycie CD przez ks. prałata Cezarego Annusewicza). W 1937 roku obraz został koronowany w Stanisławowie koronami papieskimi przez abpa Józefa Teodorowicza, w obecności hierarachów trzech obrządków katolickich: łacińskiego, greckiego i ormiańskiego oraz zaproszonych dostojników i kapłanów innych Kościołów. W koronacji uczestniczyło kilkadziesiąt tysięcy osób z Polski i z zagranicy, w tym wielu Ormian. W 1946 roku ostatni proboszcz parafii ormiańskokatolickiej w Stanisławowie, ks. Kazimierz Filipiak (1910–1992), został zmuszony do opuszczenia miasta. Zabrał wraz ze swymi parafianami Cudowny Obraz i całe wyposażenie kościoła. W 1958 roku objął zrujnowany kościół Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Gdańsku. Z dawnej zakrystii uczynił sanktuarium Matki Bożej Łaskawej, do którego w 1959 roku sprowadził z rodzinnego Tymbarku cudowny obraz stanisławowski i co roku organizował rocznice jego koronacji. W 1985 roku ks. Filipiak został mianowany wikariuszem generalnym do spraw obrządku ormiańskiego w Polsce. W 1987 roku papież Jan Paweł II modlił się przed Cudownym Obrazem i ucałował go podczas swej pielgrzymki do Gdańska.
*
Szczegółowa historia Cudownego Obrazu
(za: "Gdańsk w Koronach ormiańskich i stanisławowskich", Aneta M. Krawczyk, Kurier Galicyjski  nr 12 (328))

Replika Jasnej Góry
Obraz, przez stulecia otaczany na Kresach czcią, zwany był Częstochowskim. Jest bowiem kopią wizerunku Jasnogórskiego. Przez blisko dwieście lat zdobił Stanisławów, czyniąc zeń Maryjną stolicę pielgrzymów południowo-wschodniej Małopolski, Podola i Pokucia, „twierdzę ducha na straży Wschodnich Kresów”, „Częstochowę ziemi czerwieńskiej – wschodnich rubieży Rzeczypospolitej”, jak pisał w 1938 roku o. Konstanty Maria Żukiewicz, dominikanin, propagator kultu Matki Najświętszej, wybitny przedwojenny „kaznodzieja generalny”. To m.in. on pokazał w swoich relacjach, co znaczyła dla stanisławowian koronacja tego obrazu. Dzięki orędownictwu Matki Łaskawej i ze względu na swoją Patronkę z dumą nazywali swoje miasto tak, jak polecił hetman wielki koronny Józef Potocki, który rozbudowując Stanisławów, nad główną bramą umieścił napis „Gród Dziewicy”.

Ormiański sakralny klejnot zasłynął już w połowie XVIII wieku cudem łez spływających po twarzy Madonny oraz skrupulatnie spisywanymi uzdrowieniami. Do Stanisławowa pielgrzymowano jak na Jasną Górę.

Cudowny Obraz, pochodzący z przełomu XVII i XVIII wieku, do maja 1946 roku tronował w stanisławowskim kościele ormiańskim. Przeszedł do historii jako słynący cudami „Obraz Płaczący”.

Pierwsze łzy Madonny pojawiły się w miejscu przechowywania ikony, w domu sekretarza gminy ormiańskiej Doniga (Dominika). Obraz namalował na jego prośbę niejaki Daniel, 70-letni anonimowy artysta. Inspiracją była dla niego ikona Matki Boskiej Częstochowskiej. Twarz Madonny stanisławowskiej jest w jego wyobrażeniu śniada, bez blizn charakterystycznych dla jasnogórskiego oryginału. Dzieciątko Jezus na ręku Maryi prawą dłonią błogosławi, w lewej trzyma książkę. Donig podczas modlitwy przed tym obrazem został uzdrowiony z choroby oczu. Uzdrowiony właściciel wizerunku dostrzegł po pewnym czasie spływające po twarzy Matki Bożej łzy. Przejęty Ormianin zaniósł obraz do kościoła, lecz tam płacz Matki był jeszcze wyraźniejszy. 22 sierpnia 1742 roku komisja świeckich i duchownych potwierdziła nadprzyrodzone zjawisko. Otarto łzy welonem, który zamknięto w relikwiarzu i podawano wiernym do ucałowania. Rozpoczęła się historia publicznego kultu, który potwierdzały coraz liczniejsze nadprzyrodzone zdarzenia i łaski. Twarz Matki rozjaśniała się podczas modlitw i śpiewów wiernych i pozostawała w blasku. Dwa i pół miesiąca po komisyjnym stwierdzeniu cudu w momencie konsekracji podczas mszy św. w Dzień Zaduszny obraz nagle stał się błękitny i pozostał w takiej poświacie do zakończenia liturgii. Innym razem wierni widzieli światło wydobywające się z Obrazu. Cuda, łaski, uzdrowienia były tak liczne, że Ormianie z pomocą hetmana Potockiego już w maju 1743 roku zaczęli budowę murowanego kościoła. Kamień węgielny w kościele ormiańskim położony przez hetmana Potockiego głosił: „Trzykroć Błogosławionej Najświętszej Bogarodzicy kamień, miasto i duszę pod dziewicze stopy”.

Sława sanktuarium dotarła do Watykanu. Kult obrazu jednoczył ludzi, co potwierdził szczególny przywilej papieski dla trzech wyznań katolickich. W 1777 roku Pius VI nadał odpust zupełny wyznawcom obrządku ormiańskiego, łacińskiego i grekokatolickiego, którzy będą się modlić przed Obrazem, a od 1870 odpust ze Stolicy Piotrowej został rozszerzony tak, że zainaugurował obchody rocznicowe. Łzy zapowiadały nieszczęścia dla Rzeczypospolitej i Stanisławowa. Tak wierni przyjęli tę milczącą mowę „łez i blasku” swej Matki.

Korona Polska – Korona Matki Łaskawej
Co oznaczała Koronacja Obrazu z 1937 roku dokonana na mocy dekretu papieża?

„W koronowaniu cudownych wizerunków Marii była zagwarantowana nie tylko wolność Polski jako narodu, ale i państwa!” – pisał o. Żukiewicz w jednej z książeczek wydanych z tej okazji i drukowanych u St. Chowańca (Pamiątka Koronacji Cudownego Obrazu Matki Boskiej w Kościele Ormiańskim w Stanisławowie…). Wspominał, że to 50. w dziejach Polski koronacja, a pierwsza w kościele ormiańskim: „Bo chociaż Ormianie odznaczali się wielkim nabożeństwem do Najśw. Panny, to czcili Ją w inny sposób, a koronacja obrazu stanisławowskiego jest wynikiem zetknięcia się serdecznego, tego narodu z Polską, która była mu drugą ojczyzną, a oni najlepszymi jej synami”.

Ten sam autor wykazywał, jak niedługo przed utratą niepodległości Polacy świadomi zagrożenia polskiej Korony oddawali się pod opiekę Matki Bożej, tym częściej koronując jej wizerunki, im wyraźniej rysowało się niebezpieczeństwo utraty tronu przez polskich władców. Koronowano Bogurodzicę, by odnowić życie moralne i zapobiec unicestwieniu państwowości. Przypomnijmy, że tę wiarę i nadzieję legitymizował hołd królewski przed wizerunkiem „Ślicznej Gwiazdy Lwowa” – Matki Łaskawej z katedry lwowskiej (1657) – uroczyście uznanej wówczas przez Jana Kazimierza za Królową Polski. Charakterystyczny był również rok pierwszej koronacji Obrazu na Jasnej Górze – 1717. „Koronacje cudownych obrazów były nie tylko przeczuciem, ale jasnowidzeniem straszliwego upadku narodu” pisał o. Żukiewicz, którego publikacje na temat zwieńczenia Bogurodzicy i Jej Syna polskimi i papieskimi koronami ukazywały się zarazem na krótko przed niespodziewaną agresją hitlerowską i stalinowską. Nie mógł chyba wtedy przypuszczać, że koronacja stanisławowskiego Obrazu Płaczącego potwierdzi tragicznie dziejową prawidłowość.

Jakie były zasady formalne intronizacji? Przede wszystkim kandydujący obraz musiał spełniać łącznie trzy kryteria: nadanie koron papieskich uzasadniać miała historia obrazu, jego starożytny charakter. Następnym warunkiem było widoczne rozszerzanie się kultu. I wreszcie trzeci warunek: poświadczone cuda i łaski. Wszystkie argumenty przemawiały za tym, że wizerunek Panny Łaskawej miał wszelkie prawo do otrzymania koron królewskich, co po zbadaniu dokumentacji poświadczył w 1935 roku ks. abp Józef Teodorowicz w wymaganym przez Watykan orzeczeniu.

W międzywojennej Polsce były to wydarzenia ważne dla pogłębienia życia religijnego, jedności duchowej, ale i państwowej, podobnie jak w poprzednich wiekach. Nadano im teraz wymiar nowoczesny, lecz równie podniosły. Przypomnijmy, że Koronacja przeprowadzona w duchu pogłębionej wiary tuż przed wybuchem wojny łączy się z wielką peregrynacją narodów do wspólnego sanktuarium Podola i Pokucia – Polaków, Rusinów, Ormian oraz pielgrzymów z zagranicy. Studiowanie kronik cudów i batalię o rozpropagowanie w całym kraju stanisławowskiego kultu oraz tworzenie tronu Matce – nazywanej na ziemiach Pokucia „Niepokalaną, Częstochowską, Łaskawą, Płaczącą i Nieustającej Pomocy” – rozpoczął proboszcz ormiańskiego kościoła Niepokalanego Poczęcia ks. Franciszek Komusiewicz, który sam jednak nie doczekał aktu koronacji.

Obraz Matki – wizerunek ormiański, wizerunek miasta
Świadomość rangi czasu i miejsca jednoczyła trzy wyznania – kościół katolicki obrządku łacińskiego, ormiańskiego i greckiego. Zachowały się archiwalne dokumenty i relacje, oryginalne broszury oraz modlitewniki i medaliki wybite z okazji monumentalnego święta w mieście Panny Łaskawej. Niektóre z nich są przechowywane w kościele św. Piotra i Pawła w Gdańsku, można je dziś obejrzeć lub okazyjnie nabyć jako symboliczne cegiełki w świątyni, która stała się powojennym domem wskazującej Dziecię Jezus Matki Stanisławowskiej. Wymowę pojednania i znaczenie wspólnoty polsko-ormiańskiej dla duchowej tożsamości katolickiej oddają ważkie słowa abpa Józefa Teodorowicza metropolity obrządku ormiańskiego wypowiedziane podczas Koronacji:

„Ktokolwiek mierzy racje obrządku jedynie liczbą diecezjan, ten istotnie będzie się dziwił, iż obrządek ten, o tak małej liczbie diecezjan, a równie małej od początku swego istnienia, przetrwał aż wieki. Ale nie przez liczbę jest on czymś. I w tej małej liczbie wybijał się on jednak kulturą różnych wybitnych jednostek w tylu dziedzinach, ale był on przede wszystkim żywym i plastycznym symbolem asymilacyjnej siły Polski, która mimo odrębności obrządku, umie wciągać w siebie bez szwu to co, zrazu obce, z nią zjednoczyło się w jeden niepodzielny, duchowy organizm. Jest ten obrządek wśród obrządku wschodniego i zachodniego, jakby kitem spójni”.

Arcybiskupowi Ormian powierzono ceremoniał uroczystego publicznego nałożenia koron papieskich na wizerunek Najświętszej Panny z Dzieciątkiem. Uroczystość zbiegła się z jubileuszem jego 50-lecia kapłaństwa. Dekret koronacyjny jesienią 1936 roku wydał Pius XI, przychylając się do próśb najwyższych dostojników kościołów lwowskich – ormiańskiego, rzymskokatolickiego i grekokatolickiego – na czele których stanął ks. kardynał August Hlond Prymas Polski. Do petycji dołączyli biskupi ormiańscy Rzymu, Paryża i Wenecji oraz wybitni przedstawiciele nauki (dokument liczył 9 tysięcy podpisów).

Jak wspomina o. Żukiewicz, ukoronowanie w maju następnego roku stało się aktem finalnym wielkich przygotowań, także duchowych. Odprawiano nowennę narodową (9-dniowa introdukcja), następnie triduum w trzech obrządkach, które trwało od 27 do 29 maja. Koronacja miała charakter kościelny i państwowy, odbyła się w asyście notabli oraz wojska, ze sztandarami, przy udziale tłumów wiernych (źródła podają, że liczba przybyłych mogła wynieść ok. 15–80 tysięcy osób, z samego tylko Lwowa przyjechało 1300 osób, do kilkunastu tysięcy parafii w Polsce wysłano odezwy i afisze z programem uroczystości, na placu koronacyjnym pojawiły się megafony dla tłumów, rozdano kilka tysięcy egzemplarzy informatorów dla przyjezdnych).

Specjalny komitet organizacyjny utworzył m.in. grupy: dekoracyjną, artystyczną, reprezentacyjną, zbiórkowo-stoiskową, sanitarną, kwaterunkowo-informacyjną (w Stanisławowie przygotowane były noclegi dla trzech tysięcy pielgrzymów w dziewięciu obiektach szkolnych), kolejową (miasto uruchamia pięć składów pociągów osobowych i wprowadza zniżkowe bilety), aprowizacyjną (pilnowano, aby nie wzrosły ceny żywności podczas odwiedzin pielgrzymów). Do pomocy włączyło się osiemdziesiąt organizacji katolickich w Stanisławowie (stowarzyszenia, związki), rozesłano artykuły o historii Obrazu do kilku największych w Polsce dzienników prasowych, ukazało się specjalne wydanie „Kuriera Stanisławowskiego” poświęcone Obrazowi i jego historii. Zaangażowano kinoteatr, a radio lwowskie transmitowało uroczystość na żywo we wszystkich rozgłośniach w kraju. Dzięki sekcji propagandowej przebieg obchodów filmowała Polska Agencja Telegraficzna (w 2013 roku 38-sekundowy fragment nagrania z węgierskimi napisami, zamieszczony w pięciominutowej Kronice Filmowej, odnalazł w zbiorach Filmoteki Narodowej w Warszawie pracownik naukowy P. Hawryłyszyn z Centrum Europy Centralno-Wschodniej Uniwersytetu Przykarpackiego; to najstarszy znany obecnie, zachowany dokument filmowy ze Stanisławowa, co jest tym bardziej cenne, że podczas wojny wiele materiałów przechowywanych w stolicy zaginęło).

Społeczne i religijne wydarzenie zyskało niebywały jak na lata trzydzieste rozmach i rozgłos. Stanisławowianie wykazali się znakomitym zmysłem organizacyjnym, całe miasto było pięknie udekorowane, począwszy od gmachów i zakładów przemysłowych po mieszkania prywatne. Panowało przekonanie, że Łaskawa Matka Stanisławowa kieruje przygotowaniami. Do dziś wzbudza podziw rozmiar logistyczny i medialny koronacji w stosunkowo niewielkim wówczas mieście, respekt społeczny wobec tego wydarzenia i manifestacja radości oraz zjednoczenie ludzi o zróżnicowanych poglądach.

Majowa Koronacja nadała kresowemu miastu istotną rangę, wzmocniła jego etos i nobilitowała Stanisławów jako miasto Królowej Polski, o czym świadczą książkowe wydania z tego okresu. Imponująca kościelna uroczystość integrowała zachodni i wschodni ryt wyznaniowy ówczesnej Rzeczypospolitej. Panna Łaskawa jednoczyła.

Była to pierwsza i ostatnia bodaj przed wybuchem wojny uroczystość kościelna na tak ogromną skalę, niezmiernie bogata, o czym świadczą relacje świadków. Oddała hołd Królowej Polski, by znów zacytować o. Konstantego: „Koronacja Cudownego Obrazu Matki Boskiej Łaskawej w kościele ormiańskim, gromadząca na kresach niemal Polskę całą, jedna z najwspanialszych koronacji, jakie kiedykolwiek się w Ojczyźnie naszej odbyły”.(…)

Gwiazda nowa
W starych murach miasta Gdańska / Blask rozsiewa gwiazda nowa
Pani Łaskawa Ormiańska / Z kresów ze Stanisławowa...
(z pieśni do Matki Bożej Łaskawej śpiewanej w sanktuarium Matki Bożej Łaskawej na melodię: „Jak szczęśliwa...”; słowa W. Wajda, E. Rydzewska.)

Wzorem dawnych kresowian przed Obrazem Najśw. Marii Panny Łaskawej Stanisławowskiej, Najświętszej Panny Płaczącej, od 1958 roku klękają wierni diecezji gdańskiej. Nad morze przybyła jako Matka „wysiedlonych”, dzieląc los repatriantów, którzy nie chcieli Jej opuścić. Przyszła jako Królowa Łask, ocalona i potajemnie wywieziona z ziem, którymi przez dwa stulecia opiekowała się w ikonie wskazującej na wschodnich Kresach drogę duchowego odrodzenia. Jest to przecież starodawny wizerunek według pierwowzoru Jasnogórskiego, czyli tzw. Hodegetria, znana pod nazwą „Przewodniczka”, „Wskazująca Drogę” (z gr. hodόs – droga), jeden z czterech głównych modeli ikonograficznych przedstawiających Matkę Bożą z Dzieciątkiem Jezus ukazującym siebie jako Zbawiciela – motyw Matki z Synem najstarszy i najbardziej rozpowszechniony.

Obraz przed zniszczeniem podczas przymusowej repatriacji uratował ostatni proboszcz kościoła ormiańskiego ks. Kazimierz Filipiak. Ikona potajemnie wyruszyła do Polski w 1946 roku, a dzięki jego wieloletnim wysiłkom i usilnym staraniom, aby odtworzyć ośrodek kultu maryjnego, po dwunastu latach tułaczki w powojennym kraju trafiła wraz z kapłanem do zrujnowanej gotyckiej świątyni nad Bałtykiem. W drugi dzień Zielonych Świątek 18 maja 1959 roku (obecnie Święto Matki Kościoła) została wprowadzona do zaaranżowanej przez ks. Filipiaka kaplicy w zakrystii kościoła św. Piotra i Pawła.

Niedziela przed Wniebowstąpieniem to dziś jeden z ważniejszych dni w roku, kiedy ostatni stanisławowianie i ich rodziny, jak również Ormianie gdańscy spotykają się u Panny Łaskawej. Teraz Królowej i Patronki wędrowców.